wtorek, 1 kwietnia 2014

TEST: Alfa Romeo Giulietta 2.0 JTDm

fot. Maciej Gis

Stworzona by być piękną


Alfa Romeo jest firmą z ponad stuletnią tradycją. Słynie z aut sportowych i wyścigowych, przyspieszających bieg krwi w żyłach kierowcy wprost proporcjonalnie do wzrostu obrotów silnika. Może nie wszystkie modele włoskiej marki wpisują się w ten kanon piękna, ale Alfa od zawsze kojarzyła się z autem o groźnym wyglądzie. Ten ostry agresywny przód dostrzegany we wstecznym lusterku wzbudzał szacunek zmuszając do pokory i zjechania na prawy pas. Włoscy wojownicy przez lata podbijali ulice na całym świecie a ich dewizą były perfekcja wykonania, doskonałe osiągi i wzbudzające respekt i podziw sylwetki. Co się zatem stało? Najpierw w 2008 roku pojawiło się MiTo o wyglądzie uroczego samochodowego bobasa, a dwa lata później jego większa siostra – Giulietta, następczyni popularnego modelu 147. W jakim kierunku zmierza polityka włoskiej firmy? Czy w myśl kampanii reklamowej Fiata „Drive Friendly” zakładającej rezygnację z agresywnych „wyrazów twarzy” a propagandę aut wyglądających sympatycznie i plastusiowo, Alfa zrobiła dokładnie to samo? Stworzyła auta o sercach potwora, a wyglądach gumisia?

fot. Maciej Gis

O ile MiTo od pierwszej chwili jest narowiste i pełne energii niczym mały szczeniak, Giulietta jest inna. Stateczna, dostojna, elegancka. Mimo, że pod maską testowego egzemplarza drzemał najmocniejszy diesel w gamie włoskiej firmy, nie było mi dane poczuć jego potencjału. Mowa tu o jednostce 2.0 JTDm generującej moc 170 koni mechanicznych i 350 Nm momentu obrotowego. To dużo zważywszy na masę własną wynoszącą 1395 kilogramów, zwłaszcza, że Giulietta przyspiesza od zera do setki w niecałe 8 sekund. Nie potrafię więc określić co poszło nie tak. Teoretycznie, patrząc na takie parametry pojazdu i wiedząc, że będzie to Alfa Romeo, podskoczylibyśmy z radości myśląc, że już za moment będziemy mieli do czynienia z nieprzeciętnym, charakternym i dynamicznym autem. Tymczasem otrzymujemy spokój i niczym nie zmąconą wykwintność. W całej swojej przewidywalności Giulietta nie jest jednak ani odrobinę nudna. Ona po prostu jest już dużą dziewczynką, a nie dzieckiem, które wiecznie chce się bawić. Mocy z pewnością jej nie brakuje, prowadzi się pewnie z należytą dla Włochów precyzją, lecz jednak brak jej tej zadziorności, na którą tak bardzo liczyłam.

fot. Maciej Gis

Podobnie jak w mniejszym bracie, Giulietta również jest wyposażona w system DNA. Jego nazwa pochodzi od pierwszych liter trybów pracy jakie są do wyboru (Dynamic, Normal i All Wheater). System ten wpływa na pracę poszczególnych mechanizmów, między innymi układu kierowniczego i hamulcowego, oraz zawieszenia. Wpływa on też na charakterystykę pracy silnika i skrzyni biegów. Tryb Normal jest domyślny i najbardziej ekonomiczny. Układ kierowniczy pracuje stosunkowo lekko, a gwałtowniejsze przyspieszanie jest odczuwalne dopiero po „mocnym” wciśnięciu pedału gazu. Jest to idealny tryb do jazdy po mieście, czy spokojnej podróży w trasie. Tryb Dynamic budzi pełen potencjał Giulietty, zmuszając ją do dynamicznej jazdy. Pedał przyspieszania jest o wiele bardziej czuły, a układ kierowniczy pracuje znacznie ciężej, przez co prowadzenie auta można określić jako bardziej precyzyjne. Według producenta w trybie Dynamic zmieniają się „nastawy” zawieszenia na nieco sztywniejsze oraz zmniejszona zostaje ingerencja systemów wspomagających kierowcę (VDC oraz ASR).  Trzeci tryb, czyli All Wheater, jest przewidziany do pracy w trudnych warunkach drogowych, na przykład podczas jazdy zaśnieżonymi zimą drogami. W tym trybie ułatwione jest prowadzenie auta, zmniejszona jest reakcja na wciskanie pedału gazu, oraz łagodzona na wciśnięcie pedału hamulca. Dodatkowo zwiększa się czułość systemów wspomagających kierowcę.

fot. Maciej Gis

W kwestii wyglądu zewnętrznego, Giulietta spełnia wszystkie założenia w myśl których została stworzona. Wyznaczając nowe standardy w dziedzinie 5-cio drzwiowych hatchback’ów, jej sylwetka znacząco odbiega od innych aut segmentu C. Dynamiczna linia, 18-calowe alufelgi o klasycznym dla Alfy Romeo kształcie pięciu podków i charakterystyczny kształt grilla, tworzą stylową całość, obok której nie sposób przejść obojętnie. Wrażenie z tyłu pojazdu potęgują dodatkowo aerodynamiczny spoiler zintegrowany z tylną klapą oraz dwie końcówki wydechów rozmieszczone po dwóch stronach zderzaka. Tylne reflektory wykonane w technologii LED wyglądają niczym baranie rogi, dając w efekcie końcowym piękny dynamiczny tył, który sprawia, że optycznie auto wydaje się być bardzo niskie. Z boku również młodsza siostra MiTo prezentuje się nadzwyczaj godnie. Dość muskularna sylwetka jest delikatnie przerwana subtelnym przetłoczeniem biegnącym od przedniego reflektora przez nadkole do drzwi kierowcy. Tam w okolicy klamki na chwilę zanika, by zaraz powrócić w blasku chwały i poprzez tylne drzwi zdecydowanie pobiec ku tylnemu reflektorowi tworząc idealnie zintegrowaną całość. Tradycyjnie dla firmy z Turynu, klamka tylnych drzwi umyka naszej uwadze, będąc dyskretnie ukrytą obok szyby. Po zachwytach nad jej uroczym włoskim profilem i niezaprzeczalnej urodzie tylnej części auta, przychodzi rozczarowanie jakim jest front. Zapewne ile na tym świecie osób tyle opinii. Jedno jednak jest pewne – koło żadnej Alfy Romeo nie przejdziemy obojętnie. Może wzbudzić nasz zachwyt lub niechęć, lecz z pewnością wizualnie wywoła w nas skrajne emocje. Niestety ja należę do tej grupy osób, której przód Giulietty nie przypada do gustu. Przednie reflektory są równie „wyłupiaste” jak w mniejszym MiTo. Jednak o ile w jej starszym bracie całość tworzy pociesznego plastusia, o tyle w Giuliet’cie nijak nie pasują mi one do całokształtu. Trzy czwarte samochodu jest dynamiczne, a przód znów jest pocieszny. Mocno zaokrąglone reflektory również wykonane w technologii LED, moim zdaniem kompletnie nie pasują do ogólnego wizerunku Giulietty. Trójkątny grill wraz z przetłoczeniami na masce będącymi jego przedłużeniami oraz tablica rejestracyjna umieszczona z boku zderzaka, to znaki charakterystyczne dla włoskiej marki. Gdyby tylko te reflektory były bardziej kanciaste, może nie rodem z japońskich aut sportowych, ale gdyby po prostu osoba projektująca je pokusiła się o odrobinę więcej finezji, patrzylibyśmy na auto niezaprzeczalnie piękne.

fot. Maciej Gis

Wnętrze – jak to u Włochów – jest skrajnie perfekcyjne. Testowy egzemplarz wyposażony był w pół-skórzane fotele, które precyzją wykonania i oferowanym komfortem z pewnością przewyższają liczne skórzane siedzenia z aut klasy premium. Subtelne przeszycie czerwoną nitką jest dostrzegalne praktycznie wszędzie, od kierownicy, przez dywaniki, aż po obszycie mieszka drążka zmiany biegów. Nadaje to wnętrzu sportowego i dynamicznego charakteru. Na konsoli środkowej, znajdują się przyciski odpowiedzialne za sterowanie multimediami i nawigacją satelitarną. Muszę jednak przyznać, że obsługa systemowa Giulietty pozostawia wiele do życzenia i gdyby ktoś postanowił napisać instrukcję wyłącznie do obsługi jej interfejsu, zajęłaby ona ładnych kilkanaście stron. Przycisków i funkcji jest dość dużo i niestety daleko im do intuicyjności. Poniżej mamy do dyspozycji trzy pokrętła służące do sterowania nawiewem i klimatyzacją, a powyżej ciekłokrystaliczny wysuwany ekran. Co do niego (choć może to wina systemu operacyjnego odpowiedzialnego za sprawną pracę multimediów) mam jednak pewne zastrzeżenia. W pewnym momencie ekran po prostu wyłączył się w pozycji wysuniętej i tak został. Nie pomogło wyłączenie zapłonu, ani próby ponownego uruchomienia multimediów. Gdy już się poddałam martwiąc się czy aby czegoś nie zepsułam, ekran nagle ożył i pracował bez zarzutu do końca testów. Do dziś nie jestem w stanie wyjaśnić dlaczego taka sytuacja miała miejsce. Ciekawą opcją dostępną na ekranie (gdy działa) jest funkcja wizualizacji pracy turbiny (przy pracy w trybie Dynamic). Ukazuje ona dwa ruchome suwaki, jeden z nich pokazuje wskazania doładowania turbosprężarki (w barach), a drugi procentowy aktualnie wykorzystywany potencjał mocy silnika. W temacie wnętrza jest jedna rzecz niezaprzeczalnie łącząca MiTo z Giuliettą – kierownica. Duża jak w ciężarówce, twarda i plastikowa w dotyku. 

fot. Maciej Gis
fot. Maciej Gis
fot. Maciej Gis

Reasumując: gdyby nie przednie reflektory, Giulietta jest bez wątpienia pięknym samochodem. Wnętrze emanuje perfekcją i precyzją wykonania. Silnik jest dobrą jednostką napędową, lecz nie ma w sobie takiego potencjału jakiego bym od niej oczekiwała. Trzeba by się zastanowić jakie to auto ma być. Nie narowiste ani nie dzikie. Raczej spokojne, dostojne, przyjemne w prowadzeniu. Ona taka jest. Cóż, najwidoczniej Giulietta została stworzona po to, by być piękną.


fot. Maciej Gis



Zdjęcia udostępnione dzięki współpracy z portalem Młoda RP Moto


3 komentarze:

  1. Jak coś jest do wszystkiego to jest do niczego! :) Niby najmocniejsza, czerwone przeszycia, dwie rury na wyjściu a prowadzi się średnio.

    Ale nie jest to pierwsza opinia jaką czytam/słyszę (i z którą się zgadzam) na temat nowych aut. Niby mają pińcset kuni, moment obr. zwijający asfalt. Ale wszystko jest przekazywane tak delikatnie i tak beznamiętnie że wcale nie daje to frajdy z jazdy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. MiTo (które w końcu też jest nowym samochodem) spełniło moje najśmielsze oczekiwania. Pomimo, że przez większość życia byłam obojętna w stosunku do Alfy Romeo, to ten mały bąbel miał szanse zmienić mój pogląd w tej kwestii. Giulietta miała wysoko postawioną poprzeczkę i niestety nie poradziła sobie :(

      Usuń
    2. Małe autka zawsze dawały więcej frajdy. Nie potrzebują pierdyliona koni żeby być szybkie. Przez rozmiar i małą masę są dużo bardziej bezpośrednie. Nawet seryjny Sej z 1,1 na 4 wtryskach (full-group ale jednak, najmocniejszy silniczek dostępny) daje całkiem dużo frajdy do końca 3 biegu. A przez to świetnie się nim jeździ po małych uliczkach, zakrętach. Wcale nie dziwie się że MiTo urywa ... :D

      Usuń