środa, 16 kwietnia 2014

Miłość od drugiego wejrzenia - Lexus IS 300h

Od nienawiści do miłości, czyli historia prawdziwa pewnego samochodu, którego nie lubiłam z fotela pasażera, a pokochałam z miejsca kierowcy.

Dziś krótki (aczkolwiek zobaczymy co z tego wyjdzie) post, będący głównie osobistymi przemyśleniami na temat pewnego samochodu, trochę o parkowaniu i panu z cateringu. Ot tak, po to jest blog.

Zaczęło się od możliwości przejażdżki Lexusem IS 300 w wersji hybrydowej. O teście nie może tu być mowy, ot miałam towarzyszyć pewnemu Panu w dostarczeniu tego auta z punktu A do punktu B, zahaczając po drodze o kilka mniejszych podpunktów. Kiedy wsiadłam do środka, jedynym pozytywnym akcentem był wygodny fotel. Poza nim stara „siódemka” może pochwalić się ładniejszym wnętrzem. Fakt, bajerów i elektroniki „Lex'owi” nie brak, jednak jak dla mnie jest zbyt old school'owy i to wcale nie w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Lubię stare samochody tylko, że model IS 300 wcale taki nie jest. Po prostu chyba jest to samochód dla starszego dziadka. Faceta, którego dopadł kryzys wieku średniego, ale wciąż jest człowiekiem starej daty i jakoś nie przepada za neonami i wszechobecnymi w nowych samochodach bajerami. Trochę mi się to gryzie – nowoczesny i agresywny wygląd zewnętrzny, połączony ze stonowanym „dziadkowym” wnętrzem. Wracając do tematu, gdy mój Towarzysz zjechał na przystanek, spytałam co robi. Usłyszałam: „Teraz Ty prowadzisz”. Przyznam szczerze, że jakoś mi się specjalnie nie chciało. Bo nieładny w środku, bo nie taki, bo niefajnie silnik pracuje, bo mi się nie podoba. Bo nie! Jestem kobietą, czasem mogę sobie pozwolić na tak beznadziejny argument. Ale jako że Lexus wyposażony był w skrzynię automatyczną (od jakiś dwóch tygodni, które notorycznie spędzam w korkach, marudzę że pojeździłabym automatem) to wzruszyłam ramionami i przesiadłam się za kółko. No ok, jadę. Nic specjalnego, cztery koła i jeździ, wielkie mi co… Jest jednak w tym aucie takie nieduże magiczne pokrętęłko, które w czarodziejski sposób wywala nam z elektronicznego wyświetlacza mało męski wskaźnik ECO-coś-tam, ukazując rasowy obrotomierz wyskalowany do 8 tysięcy obrotów. „Noo... Lex'ie, wreszcie zaczynasz mówić do rzeczy…” pomyślałam wciskając pedał gazu ile się tylko dało. I nagle zaczęło być fajnie! 


Mimo początkowej niechęci, muszę przyznać, że pod względem technologicznym to auto jest dla mnie wręcz idealne. Automatyczna przekładnia współpracuje tak gładko, że prawdę mówiąc nie chciało mi się nawet używać łopatek. O ile Peugeot, którym miałam przyjemność jeździć kilka miesięcy temu, bez wspomagania się łopatkami spał jak suseł i chlał paliwo jak smok, „Lex” zmienia biegi dokładnie wtedy kiedy chcę. Nie mam pojęcia jak to się dzieję, czyta w myślach, czy co? Dodatkowo przy „ciśnięciu” niemal ile fabryka dała, zużycie paliwa wynosi 9.1 l/100 km. Czy to na pewno nadal 180-konna limuzyna? Nie wiem ile ma do setki, nie wiem ile waży, nie o tym jest ten post. Gdybym pisała typowy test, to musiałabym pewnie poświęcić ze trzy akapity na dane techniczne, objętości bagażnika (weszły trzy kartony proszków do prania, dwa wiadra nawozu do trawy i jeszcze bym wsadziła małego hipopotama) i takie pierdoły. Ale jako że mój romans z tym autem trwał zaledwie kilka godzin, to popiszę sobie tylko o nim. Bo tak.

Silnik. Obecny! 2.5 litra pod maską, małe elektryczne coś (wyjęte zapewne z miksera) z tyłu. Jeździ. Napęd elektryczny jest włączony stale (no, chyba że stoimy), „benzyniak” dołącza wtedy, gdy prąd solo nie daje rady (czyli w asadzie cały czas, który spędziłam za kółkiem). Jak ja mogłam powiedzieć, że on brzydko brzmi?! On cudownie wyje ciągnięty niemal do czerwonego pola! Aż jeździłam z uchylonym oknem, by nasycić uszy tym bulgotem. Kto by pomyślał, że rzędowa czwórka może bulgotać?


Jeżdżę sobie tak po mieście, załatwiamy różne sprawy, robię za drivera. I nagle patrzę… szykana. Pierwszy zakręt lekki w lewo i zaraz przejście w prawy. No to gaz! A IS zrobił coś dziwnego. Zamiast nadrzucić tyłkiem jak rasowy tył-napęd, to on cały jakby przesunął się w bok. Nie wiem czemu, było to dziwne. Trzeba by nim pewnie trochę podriftować, żeby zobaczyć co potrafi. Ale co tam, i tak jest fajny!

Lexus IS 300h to naprawdę duże auto. Jak to zaparkować pod moim wydziałem? Co z teorią, że student to biedny obywatel, skoro pod moją państwową uczelnię z roku na rok przyjeżdża coraz więcej samochodów? I to często nie byle jakich, Mercedesy, BMW, modele mniej ekskluzywnych marek, ale wciąż niemal nowe? Co mi do tego kto czym jeździ… Ale tam nie ma gdzie parkować! Weź sobie przyjedź na zajęcia na 12 (bo wykłady nieobowiązkowe a na 8 wstać ciężko, „pójdę za tydzień”) to o zacnym miejscu można sobie tylko pomarzyć. No ale o dziwo jakieś się znalazło (i to bliżej niż kilometr od gmachu mojej szanownej uczelni). Trochę wąsko, ale tyłem da radę (tak, jestem babą i nienawidzę parkować przodem, zawsze robię to na kilka razy, a tyłem rach-ciach i gotowe). A może nie da rady? Dobra, są kamerki, najwyżej będzie „pipczeć”. No i się udało. „Lex” ma bardzo fajnie działającą tylną kamerkę (nie wiem o co chodzi z tymi kamerkami, w jednych samochodach można całkowicie na niej polegać i gapiąc się w sam ekran możemy wyczuć cały samochód, a w innych mieć ją w nosie i parkować plebejsko na lusterka, z użyciem kamerki można sobie co najwyżej wjechać w słup).

Teraz coś o stereotypach. Małolata w takim aucie (nie wyglądam na swój wiek, pewnie za X lat mi to zaprocentuje). Albo córeczka bogatego tatusia. Albo dziewczyna gangstera, który sprzedał 20 kilo koksu i kupił kobiecie ładne auto. No cóż. To mówiącym spojrzeniem obdarzył mnie pan z Yarisa gdy zwróciłam mu uwagę. Droga jednokierunkowa, wąska, po prawej zaparkowane auta, po lewej chodnik. Od czasu do czasu na tym chodniku, ktoś na chwilkę sobie przycupnął autem. I nagle pan w dwudrzwiowym Yarisie – pod skosem, okrakiem, połowa auta na chodniku, połowa na ulicy. Nosz kur… cze. To się wychylam do pana przez okno, bo się kręci coś przy tym wozidle, i mówię, że może by tak stanął po ludzku bo przejechać się nie da. A on mi na to, że on tylko na chwilkę z cateringiem. To mu mówię „Panie, co za różnica z czym, drogę pan blokujesz!”. Usłyszałam tylko pogardliwe „Z prawej ma pani jeszcze trochę miejsca”, zanurkował w bagażniku swojej Toyoty po czym w zorganizowanym pośpiechu oddalił się dzierżąc jakieś pudło. No cóż, kroczek po kroczku „Lex” się przecisnął „na lusterka”. Za mną jechał stary dostawczak. Duży. Ciekawe czy czekał na pana z cateringu, czy poszedł taranem.

Inna dziwna sytuacja. Jak to mawia mój kolega „kitą szłem przez miasto”, pas środkowy a skręcić trzeba w lewo. Grzecznie kierunkowskaz, rzut oka w lusterko a na lewym pasie wojujący pan w Passacie. Gdy tylko wywęszył moje plany zmiany pasa, niemal zrównał się swoim autem z moim i blokuje (cóż to za dziwny trend?!). Lecz gdy Passat z „Lex'em” stanęli łeb w łeb, ABS (Absolutny Brak Szyi) spojrzał na mnie przybierając najbardziej męską minę tego tygodnia, z lewą ręką nonszalancko zapartą o górną część kierownicy i… nagle zrobił głupią minę. No przykro mi proszę pana, ale miał pan dość dziwny wyraz twarzy. Po czym wcisnął hamulec z taką siłą, że o mało nie wybił sobie zębów o kierownicę. Tak bardzo chciał wpuścić babę w drogim samochodzie. Nie wiem dlaczego… Jakoś w moim Golfie się to nie zdarza. Czyżbym dziś wyglądała aż tak ładnie? :P

Wszystko co dobre szybko się kończy. Po kilku upojnych godzinach spędzonych w aucie, którego środek mi się nadal bardzo nie podoba (niech zrobią ten samochód z wnętrzem nowego Audi, wtedy okradnę bank, żeby go mieć), przyszedł czas by odstawić go do zaplanowanego punktu B. Powiedzieliśmy sobie „pa pa”, ostatnie spojrzenie w piękne ledowe oczy i pora odejść. Oj smutek poczułam. To jeszcze nic. Godzinę później wsiadłam do pierdzikółkowatego Nissana. I wiecie co? Teraz jestem bardzo nieszczęśliwa…


8 komentarzy:

  1. Kiedyś Lexus to wyglądał. Teraz z tym nowym przodem z grilem w kształcie X, nie widzi mi się wcale! Wolę starego IS 200/300! :)

    R4 w takiej limuzynie ;\ jak by to nie brzmiało, moim zdaniem w takiej furze 6 garów to minimum. Limuzyna to limuzyna a nie miejska eko-kosiarka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi wizualnie bardzo się podoba! :) Może tył był ładniejszy w starszym modelu, ale przód jest moim zdaniem genialny :)

      Nie wiem czy w przypadku hybrydy wkładanie 6 garów miałoby jakikolwiek sens. Jeżeli mówimy o benzyniaku solo, to jak najbardziej poniżej 6 cylindrów (a ja bym tam chętnie widziała i V8 :>) nie ma co go z fabryki wypuszczać. Ale w przypadku hybrydy, wydaje mi się, że jest ok :)

      Usuń
    2. A czulas ta hybryde w jakikolwiek sposob? Ma to sens, czy jest to kolejne haselko marketingowe?

      Usuń
    3. To, że tam w ogóle jest hybryda poznałam tylko po tym, że przy wyjeżdżaniu z parkingu absolutnie NIC nie było słychać. Cisza jak makiem zasiał, tylko szum opon po żwirze. W trakcie jazdy w ogóle nie odczuwałam, że to auto ma w sobie cokolwiek poza "benzyniakiem".

      Jeśli chodzi o prowadzenie (mam na myśli zmianę biegów, reakcję na gaz itp.) to sprawdził się fenomenalnie! Trafił tym samym na drugie miejsce "listy" najfajniejszych aut testowych jakimi miałam przyjemność jeździć (na pierwszym pozostaje niezastąpione małe wściekłe MiTo QV).

      Nie wiem czy to za sprawą bycia hybrydą, ale tak jak pisałam – przy "cioraniu" Lex'a w mieście, spalił 9,1 litra. To przyzwoity wynik jak na tak duże auto, wydaje mi się, że to w pewnej mierze zasługa silnika elektrycznego.

      Usuń
  2. Auto bardzo ładne, ale ta kierownica powoduje u mnie odruch wymiotny, jak dla mnie jest paskudna, co nie zmienia faktu, że gdybym miał okazję to jeździłbym :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kształt kierownicy nie jest zły. Ale te elementy "wielofunkcyjności" ;) - guziki, wyglądają jak ucięte z pada do Pegasusa i wklejone na wierzch. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wizualnie - rewelacja. Ale jeśli chodzi o całokształt, to mi bardziej podoba się poprzednia generacja. Co innego LS - do tego czuję miętę od wielu lat;-)

    Póki co nie potrafię przekonać się do hybryd. Nie mówiąc już o samochodach całkowicie napędzanych silnikami elektrycznymi.

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam 33 lata, nie czuję się jak dziadek i nie mam kryzysu wieku średniego:),a styl lexusa w środku i na zewnątrz uwielbiam. Jak widać różne są gusta. Dla mnie lex reprezentuję w środku klasę i technologię i właśnie ten oldskoolowy klimat:) Pozdrawiam:) Fan motoryzacji :)

    OdpowiedzUsuń