środa, 26 marca 2014

TEST: Renault Laguna Coupe 2.0T

fot. Maciej Gis

Na wstępie: nie lubię francuzów. Nigdy nie lubiłam. Może to uprzedzenie, wpajane od małego przez tatę, który twierdził, że Ople i wszystkie francuzy to zło wcielone. Ja o francuskich samochodach wiedziałam tylko tyle, że nigdy nie dają się łatwo naprawić, części są drogie a wymienienie małego elementu zajmuje tydzień i wymaga kluczy w kształcie chińskich znaczków. Nigdy jakoś specjalnie nie skupiałam się na ich właściwościach jezdnych. Wrzuciłam wszystkie „żabo-wozy” do jednego wora, zakładając, że są to najbardziej bezpłciowe samochody na rynku, nadające się tylko i wyłącznie dla przeciętnego Kowalskiego, którego zainteresowania motoryzacyjne ograniczają się do tego, że wie jakie wlać paliwo do swojego auta.

Blisko pół roku temu, zostałam wrobiona w bycie szoferem po imprezie. Ale jako, że nikt nie wymagał ode mnie własnego samochodu ani własnego paliwa, pomyślałam „czemu nie?”. Tamtego wieczora miałam powozić 200-konnym, benzynowym, zaturbionym dyliżansem. Francuskim co prawda, ale dwa słowa „turbo” i „200 koni” występujące w jednym zdaniu wywołały na mojej twarzy uśmiech dziecka, a w oczach pojawiły się iskierki małego chochlika. 

fot. Maciej Gis
fot. Maciej Gis
 
W kwestii wyglądu zewnętrznego Laguna Coupe od samego początku mi się podobała. Ostre linie, piękna smukła sylwetka drapieżnego Coupe i ten przód, który sprawia, że ta paryska dama wygląda jak Aston Martin w wersji mini. Agresywny przód, biksenonowe przednie reflektory i piękny przykuwający uwagę tył. Duże 18-calowe alufelgi w czarnym kolorze idealnie komponowały się z szarym nadwoziem. Auto jest piękne mimo, że pochodzi z kraju, w którym żyją tak dziwni ludzie, że jedzą ślimaki, żaby i inne paskudztwa. Cieszyłam się na myśl, że tamten wieczór spędzę za jej kierownicą. Gdy dzień chylił się już ku końcowi, zapakowałam do środka niezbyt trzeźwe towarzystwo i z optymistycznym nastawieniem ruszyłam przed siebie w dość długą trasę. I wtedy królewna zmieniła się w żabę a jej urok po prostu prysł…

Nie potrafię wyjaśnić co się stało, nie podobała mi się. Przyspieszała ładnie, posłusznie wykonywała wydawane przez mnie polecenia. Imprezowe towarzystwo nieledwie spało, a ja jechałam pustą drogą zastanawiając się dlaczego to sportowe auto nie jest dla mnie. Tylna skrętna oś w pierwszej chwili mnie zaskoczyła, jednak po kilku zakrętach stwierdziłam, że jest dość fajnym rozwiązaniem. Właśnie: wszystko w Lagunie Coupe wydawało się „dość fajne” i „w porządku”. Była po prostu poprawna. Nie porwała mojego serca, nie sprawiła, że chciałam zobaczyć co potrafi. Ona nie chciała współpracować ze mną, ja nie chciałam współpracować z nią. Przejechałam wyznaczoną trasę, zaparkowałam i to miał być koniec naszej wspólnej nudnej przygody.

To bądź co bądź piękne auto, należy jednak do mojego mężczyzny, więc kilkukrotnie później miałam okazję nim jeździć. Za każdym razem z tym samym rezultatem. Z każdym kolejnym przejechanym kilometrem poznawałyśmy się jednak coraz lepiej. Zaczęłam wyczuwać jaki zakres obrotów lubi, jak przyspiesza, kiedy się uślizguje. Ale nadal nie byłam nią zachwycona. Aż do niedawna, gdy to pewnego chłodnego lutowego wieczora usłyszałam „Poprowadzisz? Jestem zmęczony…”. Sytuacja jakich w przeszłości było wiele, warunki pogodowe nie były tego dna wybitne, ale fatalne też nie. Po prostu wsiadłam do niej jak zawsze, odpaliłam i pojechałam. I świat wywrócił się do góry nogami…

fot. Maciej Gis

Nie wiem, czy mój partner w tajemnicy przede mną przerobił swoją Lagunę biorąc inne auto i nakładając na nie wydmuszkę w postaci karoserii Laguny Coupe. Może przekonstruował całkowicie zawieszenie, wykonał swap silnika i ogólnie zrobił „abrakadabra” dzięki czemu w efekcie końcowym siedziałam w zupełnie innym samochodzie. Szczerze jednak w to wątpię. Po prostu nagle dwie kobiety w jego życiu znalazły wspólny język i zamiast się wzajemnie pozabijać – nauczyły się razem współpracować. Spodobała mi się! Świat się skończył – na olimpiadzie właśnie zdobyliśmy czwarty złoty medal, a ja otwarcie przyznaję, że francuski samochód mi się podoba. Brzmi jak science fiction. 

fot. Maciej Gis
 
Dwulitrowy turbodoładowany silnik benzynowy generuje moc 205 koni mechanicznych i 300 Nm momentu obrotowego. To sporo jak na auto ważące niecałe półtorej tony. Do pewnego momentu jest ona ładnie wyglądającym, grzecznym autem, lecz jej charakter zmienia się wraz z wciskaniem pedału gazu. W pewnym momencie z grzecznej dziewczynki staje się kobietą zdecydowaną i nieustępliwą. Wyjąca turbina potęguje jej sportowy charakter, a precyzyjne zawieszenie sprawia, że prowadzi się jak rasowy sportowy samochód. Osiągami też dorównuje silniejszym i szybszym braciom. Przyspieszenie od 0 do 100 kilometrów na godzinę trwa jedynie 7,8 sekundy. Dane techniczne podają, że ta jednostka napędowa powinna zużywać średnio 8,2 litra paliwa na dystansie 100 kilometrów. Z doświadczenia zarówno swojego, jak i właściciela tego pojazdu mogę stwierdzić, że jest to wynik bardzo trudny do osiągnięcia. W trasie przy oszczędnym stylu jazdy rzeczywiście komputer pokładowy wskaże nam zużycie paliwa na poziomie 7-8 litrów. Jednak w mieście, zwłaszcza przy dynamicznym prowadzeniu, musimy być przygotowani na co najmniej 10-15 litrów. Jednak coś za coś, nikt nie oczekuje od 200-konnej benzyny zużycia na poziomie ekonomicznego turbo diesla.

fot. Maciej Gis
fot. Maciej Gis

Bardzo ciekawym rozwiązaniem konstrukcyjnym jest skrętna tylna oś, która zmienia swoje położenie w obydwu płaszczyznach – poziomej (skręcając się zależnie od prędkości w kierunku przeciwnym lub tożsamym ze skrętem osi przedniej) oraz pionowej (wychylając koło do zewnątrz lub wewnątrz, zależnie od kierunku pokonywanego zakrętu). Rozwiązanie to ma na celu pewniejsze prowadzenie się auta i możliwość pokonywania zakrętów z większymi prędkościami. Muszę przyznać, że założenia te spełnia w 100%. Dodatkowym atutem jest zmniejszenie kąta skrętu pojazdu i zarazem łatwiejsze zawracanie. Własność ta przydaje się szczególnie w mieście. Średnica zawracania wynosi zaledwie 10,80 m. Dla porównania można dodać, że gdyby nie układ Active Drive, średnica ta wynosiłaby 12,05 metra. Pomijając względy wygody i szybsze opuszczanie ciasnych warszawskich uliczek, dzięki skrętnej tylnej osi Laguna Coupe jest bardziej stabilna i pewniej się prowadzi. Podobny rezultat można by osiągnąć poprzez usztywnienie zawieszenia, lecz z pewnością znacząco odbiłoby się to na komforcie podróżowania, zwłaszcza po naszych Polskich drogach. Ruch tylnych kół jest znikomy, ale jednak daje wspaniały rezultat. Przy prędkościach mniejszych niż 60 km/h tylna oś skręca w kierunku przeciwnym niż przednia, z zachowaniem maksymalnego kąta skrętu 3,5 stopnia. Gdy jednak przyspieszymy, inteligentny system Active Drive odpowiednio dobiera wymagany kąt wychylenia tylnych kół w tę samą stronę, przeciwdziałając tym samym sile odśrodkowej „wyrzucającej” auto z zakrętu. Koła dosłownie na moment skręcają się o kąt zwykle nie przekraczający 2 stopni, po czym wracają do swojego pierwotnego położenia. W sytuacjach awaryjnych, gdy wykonujemy gwałtowny manewr podczas jazdy, tylna oś może wykonać skręt sięgający 3,5 stopnia aby utrzymać auto w ryzach. Zatem rozwiązanie to jest nie tylko „bajerem” poprawiającym stabilność i komfort jazdy, ale też znacząco przykłada się do zachowania bezpieczeństwa.

W kwestii wnętrza Laguna Coupe prezentuje się elegancko, aczkolwiek mimo skórzanej tapicerki – nieco skromnie. Brakuje mi w niej niedużego ciekłokrystalicznego wyświetlacza do obsługi multimediów czy nawigacji satelitarnej, oraz wielofunkcyjnej kierownicy. Faktem jest, że na kierownicy mamy jedynie 4 przyciski odpowiedzialne za sterowanie tempomatem. Poniżej przełącznika wycieraczek mamy osobny wystający z kolumny kierowniczej panel do przełączania stacji radiowych oraz głośności. Jednak znajduje się on poniżej optymalnej pozycji rąk na kierownicy. By się do niego dostać koniecznie jest przesunięcie (jeśli nawet nie oderwanie) dłoni od kierownicy. W przypadku rozwiązania wielofunkcyjnego, wszystkie potrzebne przyciski mogłyby się znaleźć w zasięgu naszych dwóch kciuków, co z pewnością ułatwiłoby obsługę multimediów. W kwestii nagłośnienia jednak nie ma co narzekać. Nie jest to niestety wykorzystane w wersji Monaco audio Bose, ale gra całkiem przyzwoicie. Wnętrze sportowego Renault może nie jest powalająco przestronne, lecz w przypadku tak charakternych aut nie jest to chyba konieczne. Nikt kto potrzebuje auta pokroju mini vana nie kupi zadziornego i ciasnego coupe. Aczkolwiek z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że 120 litrowy pojemnik na śmieci (tak, taki pojemnik jaki wiele z nas ma przed domem) się do niej zmieścił. Wymagało to powiększenia przestrzeni bagażowej (wynoszącej 423 litry) poprzez rozłożenie tylnej kanapy, ale w efekcie końcowym przywieźliśmy ów śmietnik do domu. Kłopotliwe jest jednak to, że rozłożenie oparć możliwe jest jedynie z bagażnika, trzeba się więc przy tym trochę pogimnastykować.

fot. Maciej Gis
fot. Maciej Gis
fot. Maciej Gis

Do dziś ciężko mi opisać Lagunę Coupe. Gdy oceniłam ją powierzchownie – byłam zachwycona. Gdy poznałyśmy się bliżej – krzywiłam się na myśl o jej prowadzeniu twierdząc, że jest bezpłciowa i nijaka. Lecz gdy zrozumiałam jej zawiłą osobowość poczułam, że jest po prostu wyjątkowa. Dopasowuje swój styl bycia do naszego humoru, doskonale wyczuwając towarzyszący nam nastrój. Potrafi być spokojna i przewidywalna, ale potrafi też wymknąć się spod kontroli i pędzić nie wiadomo dokąd, czerpiąc z tego przyjemność i przekazując ją kierowcy. W jednej chwili jest grzeczna, ale chwilę później już rozrabia, nie daje się tak łatwo podejść i zrozumieć. Jest skryta i pokazuje swój temperament dopiero po pewnym czasie. Nasuwa się tylko pytanie: czy one wszystkie takie są, czy ta akurat wdała się w swojego właściciela?

fot. Maciej Gis

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz