niedziela, 16 lutego 2014

TEST: Peugeot 508 GT


fot. Maciej Gis
fot. Maciej Gis

Peugeot 508 to bez wątpienia największa i najbardziej luksusowa limuzyna we flocie francuskiej marki. Swoją stylistyką i wykonaniem znacząco odbiega od pozostałych braci. Od pierwszego wejrzenia byłam nim oczarowana. Każdy samochód ma swój charakter, nie znajdziemy na świecie dwóch identycznych samochodów, które dostarczą nam dokładnie tych samych emocji. Jeśli miałabym spersonalizować pięćsetósemkę, to jest on dostojnym dżentelmenem przyodzianym w elegancki frak, istnym uosobieniem wzorowych manier i stanowczości.

fot. Maciej Gis

Już od pierwszej chwili, gdy „Monsieur Peugeot” zaprosił mnie do swojego wnętrza, byłam zachwycona. Wnętrze jest dopieszczone w najmniejszych szczegółach, nie znajdziemy w nim ani krzty braku precyzji czy niechlujności. Wszystko jest idealnie spasowane, każdy element znajduje się w sobie tylko przeznaczonym miejscu. Nie znajdziemy tu bałaganu, przesytu, czy gadżetów rodem z samochodu-dyskoteki. Jeśli miałabym określić jego wnętrze za pomocą jednego słowa, to (choć może to się wydać banalne) powiedziałabym – elegancja. Czysta, niczym nie zachwiana elegancja przepleciona precyzją. Kabina pozwala poczuć się jak w rasowym aucie klasy premium. Do wykończenia wnętrza użyto jedynie materiałów najwyższej jakości. Ciekawostką jest, że za jego projekt odpowiedzialny jest nasz rodak – Adam Bazydło. Wśród „ochów” i „achów”, które wydzielałam z siebie przez pierwszą godzinę, umknęły mi dwa niedociągnięcia dające o sobie później znać. Po pierwsze, nie ma za bardzo miejsca w którym moglibyśmy położyć telefon, klucze lub cokolwiek innego co akurat mamy w rękach, a po drugie – podłokietnik ma dziwną wysokość przez co średnio spełnia swoją funkcję. Być może są na tym świecie osoby, które idealnie wpasują się gabarytowo, by ów podłokietnik należycie im służył, ja jednak do nich nie należę.

fot. Maciej Gis
fot. Maciej Gis
fot. Maciej Gis

Od progu wita nas niemal nieograniczona przestrzeń. Miejsca w tym aucie jest aż nadto. Zarówno z przodu jak i z tyłu, nawet wysokie osoby bez problemu znajdą wygodną dla siebie pozycję. Fotele są niesamowicie wygodne, podgrzewane i sterowane we wszystkich możliwych płaszczyznach. Poza licznymi konfiguracjami wysokości czy kątów nachylenia oparcia, oferują również regulację długości siedziska. Fotel kierowcy jest dodatkowo wyposażony w rolki masujące, które przyniosą ulgę dolnemu odcinkowi kręgosłupa szczególnie w dłuższej trasie. Również tylna kanapa zachwyca swoją powierzchnią. Nawet jeżeli z tyłu będą podróżowały 3 osoby, to nie powinny narzekać na brak przestrzeni. Dowodem na to może być to, że przewiozłam na tylnej kanapie 39-calowy telewizor bez najmniejszego kłopotu. Oto dowód:

fot. Maciej Gis
fot. Maciej Gis

Wnętrze jest zaprojektowane wyjątkowo funkcjonalnie. Liczne schowki, miejsca na butelki w kieszeniach drzwi zarówno kierowcy jak i pasażera oraz dyskretnie ukryty schowek w podłokietniku tylnej kanapy, pozwalają na wygodne rozlokowanie przedmiotów w aucie, bez niepotrzebnego zagracania. Jak na rasową limuzynę przystało, Peugeot 508 GT oferuje również 4-strefową klimatyzację. Jeżeli mówimy już o wygodzie, to atutem modelu 508 GT jest z pewnością system identyfikacji elektronicznej. Umożliwia dostęp i rozruch silnika bez tradycyjnego kluczyka. Dzięki temu może on bezpiecznie spoczywać w przepastnych głębinach torebki lub kieszeni, a kierowca może bez problemu odpalić pojazd lub zamknąć go lekko tylko muskając klamkę. 


fot. Maciej Gis

Na uwagę zasługuje również kierownica, która mocno mnie zaskoczyła. Jest gruba i mięsista, rodem z aut naszych zachodnich sąsiadów. Wyposażona jest we wszelkie potrzebne przyciski, które są rozmieszczone bardzo intuicyjnie. Zegary są przejrzyste a czerwone podświetlane wskazówki potęgują wrażenie prowadzenia auta mającego „GT” w nazwie. W celu zwiększenia bezpieczeństwa i wygody, na desce rozdzielczej umieszczono dodatkowy wysuwany ekran. Znajduje się on nieco poniżej linii wzroku kierowcy i ukazuje potrzebne informacje, takie jak prędkość, ustawienia tempomatu czy wskazania nawigacji. Również na interfejs komputera pokładowego czy multimediów nie mamy prawa narzekać. Ciekłokrystaliczny 7-calowy ekran to istne centrum dowodzenia nad tą luksusową limuzyną. Sterowanie opcjami może się odbywać niemal wyłącznie za pomocą kółka-joystick'a umieszczonego ergonomicznie pod prawą dłonią. Mimo, że na pierwszy rzut oka panel sterowania wydał mi się dość skomplikowany, przyzwyczajenie się do niego zajęło mi dosłownie 20 minut.

fot. Maciej Gis
fot. Maciej Gis
fot. Maciej Gis
fot. Maciej Gis

Za jednostkę napędową w testowanym egzemplarzu posłużył 2,2-litowy diesel o mocy 204 koni mechanicznych i 450 Nm momentu obrotowego, który dzielnie współpracuje z 6-stopniową przekładnią automatyczną. Niestety musimy jeszcze poczekać, aż Francuzi opracują skrzynię dwusprzęgłową, która pozwoli zmieniać biegi nieledwie w ułamku sekundy. Zastosowana w modelu skrzynia pracuje precyzyjnie lecz sprawia, że auto jest jakby nieco leniwe. Na szczęście mamy możliwość zmiany biegów poprzez łopatki przy kierownicy, co znacząco poprawia dynamikę jazdy i (co zaskakujące) obniża zużycie paliwa. Katalogowe zużycie w mieście teoretycznie powinno wynosić 6,9 l/100km, a w trasie jedyne 4,5 l, jednak w praktyce wygląda to nieco inaczej. Mimo starań oszczędnej jazdy, w mieście osiągnęłam wynik blisko 8 l/100km, a w trasie 5,5. Nie są to jednak różnice drastycznie odbiegające od tych deklarowanych przez producenta. 

fot. Maciej Gis
fot. Maciej Gis

Mimo gabarytów, Peugeot 508 GT waży niespełna 1,5 tony, więc silnik idealnie radzi sobie z rozpędzeniem tej pozornie ciężkiej limuzyny. Sprint od zera do setki trwa raptem 8,2 s a auto jest naprawdę szalenie zrywne. Dynamiczna jednostka napędowa w połączeniu z idealnie pracującym hydraulicznym wspomaganiem kierownicy oraz zaawansowaną konstrukcją przedniego zawieszenia (dostępną jedynie w modelu GT), daje nam w efekcie końcowym perfekcyjnie prowadzące się auto. Świetnie radzi sobie zarówno na prostych jak i przy szybkim pokonywaniu zakrętów. Mimo sporych gabarytów, model ten nie daje nam odczuć, że jest aż tak duży. Jest zadziwiająco zwrotny i (wbrew moim obawom) daje się zaparkować praktycznie wszędzie. Z pewnością przyczyniają się do tego liczne czujniki parkowania zarówno z przodu, jak i z tyłu pojazdu.

fot. Maciej Gis
fot. Maciej Gis

W kwestii wyglądu zewnętrznego, model 508 GT jest istnym przełomem w dziejach Peugeota. Obłe kształty połączone z ostrymi przetłoczeniami, tworzą idealną dynamiczną i lekko agresywną całość. Wrażenie to potęgują prostokątne dwie końcówki wydechów idealnie wpasowane w kształt tylnego zderzaka. Tylne światła wykonane zostały w technologii LED swoim wzorem imitując pazury. Również przednie reflektory to majstersztyk będący połączeniem świateł ksenonowych z ledowymi. 

fot. Maciej Gis
fot. Maciej Gis
fot. Maciej Gis

W tak szykownej limuzynie nie mogło oczywiście zabraknąć odpowiednich kół. Testowany przeze mnie egzemplarz jeździł na klasycznych 18-calowych felgach, które idealnie komponują się z całością. Mimo tego, że ten samochód naprawdę mi się podoba, to niestety dopatrzyłam się dwóch – można by rzec – niedociągnięć. Pierwsze z nich to maska, która po otwarciu, dzięki siłownikowi szybuje wysoko wysoko w stronę nieba. Tak wysoko, że odradzałabym otwieranie jej w przeciętnym garażu, w przeciwnym razie może skończyć się to roztrzaskaniem grilla. Również jej zamknięcie przysparza pewnych problemów, choćby z tego względu, że nie jesteśmy w stanie zamknąć jej stojąc przed autem – zwyczajnie do niej nie dosięgniemy jeśli nie mamy dwóch metrów wzrostu. A druga to niestety bagażnik, mimo że przestrzeń jaką oferuje jest ogromna i wynosi aż 515 litrów, po rozłożeniu oparć tylnej kanapy wzrasta do astronomicznych 1381 litrów. Lecz nie o sam bagażnik chodzi tylko o jego klapę. Miałam przyjemność testować to auto w niezbyt pięknych warunkach pogodowych: błoto, deszcz, kałuże, dobrze wiemy, że nie sprzyjają one utrzymaniu auta w czystości. Jednak jakież było moje zdziwienie, gdy po opuszczeniu myjni, próg załadunkowy był okropnie brudny! Pomijając już fakt, że po otwarciu klapy bagażnika, deszczowa niezbyt czysta woda, kapie nam wprost do jego wnętrza. Jednak to jedyne wady jakich się doszukałam.

fot. Maciej Gis
fot. Maciej Gis
 fot. Maciej Gis

Peugeot wyszedł poza dotychczasowe ramy oferty swoich samochodów. Model 508 GT, nawet nie jest następcą poprzedniej limuzyny – 607, on wyznacza zupełnie nowe standardy w dziedzinie precyzji i doskonałości. Tworzy klasę samą dla siebie i jest w niej z pewnością bezkonkurencyjny. Wszak prawdziwemu dżentelmenowi niełatwo dotrzymać kroku.



Tekst powstał na potrzeby testu dla magazynu Business Traveller Poland. Jako że prasa rządzi się swoimi prawami, został on poddany przeróbce i znacznemu skróceniu. Jednak tu mam własny kawałek podłogi a internet jest z gumy, wobec tego zaprezentowałam pierwotną wersję artykułu, który ukazał się na łamach lutowego numeru BT.

wtorek, 4 lutego 2014

TEST: Alfa Romeo MiTo Quadrifoglio Verde – 1.4 TB Multi Air


 


Najmniejsze auto ze stajni Alfy Romeo, będące konkurentem numer 1 dla Mini Coopera S. Choć jego stylistyka jest mocno kontrowersyjna, to sposób w jaki ten malec się prowadzi, nie pozostawia wiele do życzenia. Wydaje mi się, że MiTo za wygląd albo się kocha, albo nienawidzi. Jeżeli chodzi o mnie, to jestem nieco rozdarta. O ile tył wzbudza mój zachwyt, a tylne światła przywodzą na myśl lampy GT-R'a, to przód mnie rozczarował... Auto jest „wyłupiaste” a z daleka wygląda jak bobas. Ma to „coś” w sobie, jednak w efekcie końcowym widzimy pocieszny samochodzik o niezbyt inteligentnym wyrazie twarzy, który raczej nie wygrałby plebiscytu na najlepszy plakat do sypialni. Jednak gdy wsiądziemy do środka, słowo „pocieszny” jest ostatnim jakie przyjdzie nam do głowy.



Wnętrze – jak to w hot hatch'u – jest ciasne. Dla mnie to akurat zaleta. Lubię auta mające niewielką przestrzeń wewnątrz. Zabudowanie ze wszystkich stron, nowoczesny design i kubełkowe fotele pozwalają poczuć się jak w rasowym sportowym samochodzie. Co do foteli - po pierwszych sekundach stwierdziłam, że są twarde i niewygodne. Jednak już po kilku zakrętach odszczekałam wszystkie negatywne epitety na ich temat! Wyprofilowane boczki perfekcyjnie trzymają nas na swoim miejscu, nawet w ostrych wirażach. Dzięki temu możemy się skupić na przyjemności prowadzenia, a nie na tym by utrzymać właściwą dla kierowcy pozycję. Deska rozdzielcza jest poprawna, ale bez fajerwerków. Prawdę mówiąc spodziewałam się czegoś nieco bardziej wystrzałowego. Jednak kierownica jest fatalna! W dotyku jest twarda i plastikowa. Włosi mogliby nauczyć się czegoś od BMW i wyprodukować kierownicę równie grubą i „mięsistą” jak nasi zachodni sąsiedzi. Kółko w MiTo może i dobrze leży w dłoniach, lecz materiał i twardość z pewnością zaowocują odciskami po dłuższej dynamicznej jeździe, o torze nawet nie wspominając!





Silnik 1.4 Multi Air wyposażony w turbosprężarkę, generuje moc bagatela 170 koni mechanicznych i 250 NM momentu obrotowego, z którego w pełni korzystamy już przy 2500 obrotów. Przy masie własnej 1135 kilogramów to małe wozidełko teoretycznie może oderwać się od ziemi. Jednak precyzyjnie wykonane zawieszenie na to nie pozwoli. „Miciak” (tak go sobie pieszczotliwie nazwałam) klei się do asfaltu jak mucha do lepa. Czasem przy bardzo szybkim pokonywaniu zakrętów poczujemy tylko lekki uślizg tylnej osi. Jednak prowadzenie tego auta jest niesamowite! Zachowuje się jak gokart. Muszę przyznać, że jest to najbardziej „dziki” samochód jakim miałam przyjemność jeździć. Jest narowisty, ale możliwy do opanowania, szalony, ale dający się kontrolować. W jednej chwili ma ochotę zrolować asfalt pod kołami a w drugiej jest potulnym barankiem, jak gdyby nigdy nic parkującym pod sklepem. Choć może zabrzmieć to dziwnie, to trochę się z nim utożsamiam i muszę przyznać, że się zaprzyjaźniliśmy. Bez wątpienia ze wszystkich samochodów, którymi jeździłam w swoim niezbyt długim życiu (oczywiście poza moim własnym) z MiTo współpracowało mi się najlepiej.


Alfa Romeo wyposażyła swoje najmniejsze dziecko w system DNA oferujący trzy tryby pracy silnika: Dynamic, Normal i All weather. Podczas pracy w wariancie ekonomicznym, rumaki pod maską nieco śpią. Jednak po przełączeniu w tryb Dynamic, to całe stadko aż rwie się do sprintu. Nawet trzymając gaz w jednej pozycji, po wciśnięciu magicznego guziczka, czujemy że konie mechaniczne dostały klapsa w tyłek a auto staje się zrywniejsze i lekko narowiste. Chwilę zajęło mi przyzwyczajenie się do niego, do tego by wyczuć pracę zawieszenia i charakterystykę silnika. Ale po pewnym czasie... Hulaj dusza, piekła nie ma! Ten motoryzacyjny bobas jest wręcz stworzony do zabawy. Serio! Jeśli pojeździcie nim trochę w trybie sportowym, nikt z Was nie będzie chciał już wracać do opcji normalnej jazdy. No może czasem, kiedy jednego wieczora zatankujecie auto dwa razy... Według producenta, ta wersja powinna zużywać 7,1 litra benzyny na 100 kilometrów. Szczerze? Nie mam zielonego pojęcia jak to jest w rzeczywistości. Jakoś nie zwracałam na to zbytniej uwagi. Poza tym 80% czasu, który spędziłam za kółkiem tego włoskiego bobasa poświęciłam na zabawę nim i zmuszanie wskazówki obrotomierza do wizyt niemal na czerwonym polu. Przy takim stylu jazdy, o zużyciu 7,1 możemy raczej zapomnieć.


Jak wspominałam – wnętrze jest ciasne, aczkolwiek bardzo przytulne. Wszystkie detale wykonane są z należytą, charakterystyczną dla Włochów precyzją. Wrażenie robi logo Alfy Romeo na przednich fotelach, które jest jakby „przepołowione”: jego jedna część znajduje się na oparciu prawego fotela, a druga na oparciu lewego, dając naprawdę ciekawy efekt. Jednak nazwanie MiTo autem czteroosobowym, to chyba lekka przesada. Tylną kanapę określiłabym raczej mianem półki dla kota, miejscem na zakupy lub fotelik dziecięcy. Ale na dzieciowóz to autko się raczej nie nadaje. Chyba, że mamy zakręconego dzieciaka, który miłość do motoryzacji dostał w genach. 


Charakterystyka pracy zawieszenia to marzenie! Niektórzy mogą się skarżyć, że jest zbyt twarde a 18-calowe felgi z pewnością nie służą zwiększeniu komfortu. Ale zastanówmy się... Czy to auto ma być komfortowe? Jeżeli ktoś chce jeździć miękką wersalką, to z pewnością nie kupi MiTo. On nie ma być wygodny. To małe autko ma dawać prawdziwą przyjemność z jazdy w każdym tego słowa znaczeniu. Został stworzony do jazdy na wysokich obrotach, do zabawy, do przekraczania granic zarówno jego i kierowcy. Żywiołem MiTo jest terroryzowanie miasta, wyciskanie z niego siódmych potów a co ambitniejsi posiadacze z pewnością zabiorą go na tor, by potem spokojnie wrócić do domu na kołach. Z reguły samochody stworzone ku uciesze właścicieli, dowożone są na tor lawetami, przyczepami i różnymi innymi środkami transportu pośredniego. Przeważnie takie auta są skrajnie niekomfortowe, głośnie i – bądźmy szczerzy – często nie spełniają norm dopuszczających je do ruchu drogowego. Bo skoro to zabawka na tor, to po co mu światła, tylna kanapa czy radio. MiTo łączy w sobie cechy auta miejskiego, dającego się wszędzie zaparkować, z dzikim, nieokiełznanym małym potworkiem, pożeraczem ostrych zakrętów i sprinterem na prostych. 





W kwestii bajerów – wnętrze nie przypomina kokpitu samolotu, przycisków i funkcji jest niewiele, lecz wystarczająco. Podczas testów nie zauważyłam by czegokolwiek mi w nim brakowało. A nagłośnienie... Nazwa BOSE mówi sama za siebie. Dźwięk płynący z licznych głośników jest krystalicznie czysty a niskie tony aż przyprawiają o ciarki. Czy znacie to uczucie, gdy jedziecie nocą przez puste miasto i towarzyszy Wam ulubiona piosenka? Każdy kto czerpie przyjemność z ostrzejszej jazdy zna taki gatunek muzyki, który jest wprost stworzony do jazdy samochodem a nam pozwala się poczuć niczym Vin Diesel w „Szybkich i wściekłych”. Zaczyna się spokojnie, ale wśród wielu nut da się wyczuć, że za chwilę coś się wydarzy. Taka cisza przed burzą. W pewnym momencie muzyka nabiera tempa, wchodzi bas, do mózgu docierają endorfiny wywołując ekscytację, prawa noga sama się prostuje, zmuszając auto do szaleńczej gonitwy za niewidzialnym uciekającym punktem. Takie uczucia towarzyszyły mi w MiTo. Chciałam tylko gnać przed siebie, pędzić nie patrząc dokąd, modląc się by za zakrętem nie stała policja z suszarką. Tylko po chwili zorientowałam się, że mimowolnie wyłączyłam radio... Muzyka, która prowadziła mnie nocą przez puste ulice, płynęła z serca mojego włoskiego przyjaciela...




Zdjęcia udostępnione dzięki współpracy z portalem Młoda RP Moto
Autorzy: Maciej Gis oraz Adam Kowalczyk